Barbara Krasicka

Toruń / Obrowo

tel. 0 501 141 576

hodowlamatrix@gmail.com

 

O nas

   Od kiedy pamiętam w moim rodzinnym domu były zwierzęta. Ponieważ nie mogłam mieć swojego psa na stałe, przynosiłam tzw. znajdy, psiuty, koty, ptaki, które u nas "dochodziły do siebie" i którym znajdowłyśmy z babcią nowe domy, lub wypuszczałyśmy na wolność. Działałyśmy, jak to się teraz mówi, jak dom tymczasowy. Babcia niestety często bywała w szpitalach i dlatego na stałe psa mieć nie mogłam.

   W 1984 spełniły się moje marzenia - w domu pojawił się pies, mój pies, mój na zawsze! Był to mieszaniec owczarka niemieckiego, kupiony na bazarze Różyckiego w Warszawie, stała taka bieda, śnieg z deszczem padał, a on stał, skóra i kości, miał być oddany do schroniska, nie mógł wrócić do swojego domu, miał około siedem miesięcy. Zultan, - bo tak go nazwałyśmy, pojechał z nami do Torunia i został do końca swoich dni. Przeżył ze mną burzliwy czas mojego dojrzewania, pierwszy z mojej rodziny poznał mojego męża, pierwszy dowiedział się o narodzinach mojej córki. Odszedł od nas w 2006 roku.

   Nie wytrzymaliśmy długo, chodziliśmy do toruńskiego schroniska i chyba za trzecim razem wyszliśmy z Zultanem II, też mieszańcem owczarka,teżnajwiększa biedą, zamiast jednego oka wielka ilość zeschniętej ropy. Wizyta u weta, obmywanie, oko jest, ale z wielkim wrzodem, zabieg, leczenie, udało się pies widzi:) No i tak sobie w czwórkę żyliśmy. Ja studiowałam biologię, mąż pedagogikę, córa nam rosła, Zultan wiernie nam towarzyszył, aż do pewnego dnia w 1997 roku. Nasz facet poczuł zew krwi iuciekł,szukaliśmy przez różne media, bez efektu. Szłam na zajęcia i widzę, biegnie mój Zultan, a za nim suka, piękna, czarna podpalana owczarka niemiecka, oczywiście w cieczce. Przyszliśmy do domu. Sunia zajęła miejsce naszego psa, on dumnie spał obok. Zaczęliśmy szukać jej właścicieli, gazety, radio, nic. Gerda - tak ja nazwaliśmy, zadomowiła się szybko, myśleliśmy, że będą dzieci naszej pary, a tu zamiast dzieci - ropomacicze. Leczenie, zabieg, sunia uratowana, widać było, ze miała w swoim życiu już wiele razy dzieci, zaczęła mieć problemy z rozrodem i ktoś ja wyrzucił. Teraz wspominając te czasy śmieje się, że Gerda załatwiła mi pracę i wprowadziła w świat weterynarii, gdyż dzięki jej chorobie dostałam pracę w sklepie przy największej lecznicy weterynaryjnej, a później wykonywałam w tejże lecznicy badania z zakresu parazytologii weterynaryjnej. Nasz dom znowu był przechowalnią dla chorych, lub zostawionych do uśpienia zwierząt. Były żółwie, kanarek, papugi, jeż, no i gawron - Kazimierz ?. Pracując w tej firmie poznałam wystawy psów rasowych - sklep przez kilka lat wystawiał stoisko na toruńskiej wystawie, na początku śmiałam się, jak można przemierzać setki kilometrów, aby z psem pobiegać kilka rundek po ringu. Wówczas poznałam też hodowców psów rasowych.

   Wiosną 2001 roku zamieszkała z nami pierwsza labradorka, dorosła złota sunia, najukochańsza, to dzięki niej poznałam te rasę i zafascynowałam się nią. Pies o ciemnych jak węgiel oczach, merdającym ogonie, chodzący za mną krok w krok, Gerda i Zultan zaakceptowały ja bez problemu.

   Jednak to nie koniec - w październiku, wieczorem zadzwonił telefon, słyszę chcesz doga, ma problem z łapa, nie wiadomo, co jest grane, wołam męża, daje słuchawkę, nasłuchuje, dociera do mnie: przywieź, i tak doczłapała się do naszej rodzinki czarna dożyca niemiecka Ati - sunia z chorą łapą, nie szła normalnie, nogę ciągnęła za sobą, nie było wiadomo, co się stało - rodzeństwo na nią skoczyło i przestała chodzić. Wszystkie nasze psy przywitały czarną ciapę bez problemowo. Pierwsze rtg nic nie wykazało, po około 10 dniach podawania witamin i zmiany diety, było już wiadomo pękniecie kości udowej, za jakiś czas Ati normalnie biegała ? Tak to zamieszkała z nami pierwsza rodowodowa psina - ta, co pokazała mi świat dogów i nauczyła kochać te rasę.

   Niestety zimą 2001/2002 odeszła od nas nasza złota labradorka. Pomimo Zultana, Gerdy i Ati dom stał się pusty, nie było merdającego non-stop ogona. Moja córka budziła się w nocy i nawoływała ją. Podjęliśmy decyzję - musi być w domu labrador, wystawowy labrador, kilka rozmów i pojechaliśmy po naszą, tym razem czarną sunię, do hodowli Dżemojady pod Toruniem. Był zimny, deszczowy wieczór, weszliśmy do kuchni hodowczyni i tam przywitała nas cudna czarna sunia, przytuliłam, rozpłakałam się. Tak oto przybyła do naszej rodziny Makia Dżemojady.

   W Wielkanoc 2002 roku odszedł od nas Zultan II - dość długo chorował na nerki, już nic dla niego nie mogliśmy zrobić.

   To jednak nie koniec, w maju 2002 roku, znowu zadzwonił telefon. Tym razem słyszę hodowczynię mojej Makii - słuchaj weźmiesz Nilkę - wraca do mnie, ludzie, którzy ją kupili, oddają. Rozmowa w domu i oddzwaniam, ok przywieź, ale po dziewiętnastym - mam pierwszą komunie córki i gości w domu - gdzie w to wszystko wprowadzać cztero miesięcznego szczeniaka. No i tak nasza gromada powiększyła się o golden retrievera Nilę Dżemojady.

   Nasz dom zdeterminowały zwierzęta - cztery psy, stado zeberek, papugi, świnki morskie, koszatniczki, kanarek, rybki no i w stajni konie.

   W lipcu 2002 po długiej walce z nowotworem odeszła Gerda - sunia niesamowicie mądra, która wybrała mnie na swoja Panią.

   Zostały Atenka, Makia i Nila - to one stanowią trzon hodowli, która 09.06.2003 roku została zarejestrowana przez Związek Kynologiczny w Polsce pod przydomkiem Matrix. Często słyszę pytanie, skąd ta nazwa, czy to przez film braci Wachowskich? Otóż nie, matrix, dla mnie - biologa, oznacza substancję pierwotną, coś, z czego wszystko bierze początek, a film - fakt, podoba mi się cala trylogia. Hodowla się rozrastała. Ja nabywałam doświadczeń praktycznych oraz teoretycznych kończąc w 2006 roku studia podyplomowe - Hodowla zwierząt amatorskich (Akademia Rolnicza we Wrocławiu). Pod przydomkiem Matrix urodziły się 3 mioty dogów niemieckich, 4 golden retrieverów i 11 labrador retrieverów. Psy z mojej hodowli uzyskały tytuły Championa Polski - we wszystkich z hodowanych ras. Dodatkowo labradory mogą poszczycić się tytułami Championów Polski, Litwy, Mołdawii, Rumunii, Rosji.

   Po sześciu latach postanowiłam zarejestrować swoja hodowlę w FCI, niestety przydomek Matrix był już zarejestrowany i musiałam coś zmienić. 22.06.2009 moja hodowla została zarejestrowana pod nazwa Alfa Matrix FCI.

   Atenka, Nilka i Makia są już emerytkami, w domu do dalszej hodowli pozostały labradory, aktualnie dorasta trzecie pokolenie. Ati i Makia są z nami, Nilka pędzi żywot kanapowca u mojej mamy.

   Chcę bardzo podziękować mojemu mężowi i córce, za pomoc, wsparcie i tolerancję, bez Was nie dałabym rady. Mojej przyjaciółce Jadzi - hodowla Xandrina FCI, za wprowadzenie mnie w świat wystaw, cenne uwagi i dzielenie się swoimi doświadczeniami hodowlanymi. Przyjacielowi Rodziny - Markowi, m.in. za pomoc w szkoleniu i wystawianiu Matrixiaków, mojej aktualnej sąsiadce Hani - hodowla Obrowska Tradycja FCI - za wszelaką pomoc, której doświadczam w ostatnim czasie.

07.08.2010

Odeszła nasza Ati - Ch.Pl ATINA Pamador - miała 9 lat i dwa tygodnie. Mam nadzieje, ze biega za tęczowym mostem razem z Zultanem, Zultanem II i Gerdą.

Barbara Krasicka

 

Projekt i wykonanie: Webkreacje.pl     Wszelkie prawa zastrzeżone!